Żyć "normalnie"
To już 272 godziny i 15 minut jak dowiedziałam się, że odszedłeś Aniołku ode mnie. Jest inaczej, wiele się zmieniło, ja się zmieniłam. Próbuję żyć, choć moje myśli właściwie cały czas są przy moim dziecku. Chyba nie zachowuję się racjonalnie, obawiam się głębszych kontaktów z ludźmi. Czuję się obco. Świat już zapomniał, ale ja cały czas pamiętam.
W głowie plącze się wiele myśli, czy zrobiłam coś nie tak, może wyrządziłam jakąś krzywdę i za to ta kara. W głowie dźwięczą słowa ludzi, którzy nie byli przychylni, nie życzyli mi dobrze.
Ciężko zacząć każdy nowy dzień. Jedyne co pochłania mnie w pełni to badania, dążenie do tego, aby kolejna próba była tą najszczęśliwszą, żeby nie stracić Ciebie za szybko, za wcześnie.
Spotykam na swojej drodze wielu ludzi, Ci którzy wiedzą, już wyczerpali temat, przecież nie mają już nic więcej do powiedzenia. Ci którzy nie wiedzą, słysząc słowo "Poroniłam" czują się głupio, nie wiedzą co powiedzieć, zamykają się, uciekają ode mnie. A wystarczy powiedzieć "Przykro mi" i nie drążyć, zaakceptować temat, tak po prostu. Przecież nic się nie zmieni, nikt mi nie pomoże, nie cofnie czasu, nie zmieni sytuacji, ale może ze mną być, tylko tyle i aż tyle. Milczenie i udawanie, że tematu nie ma jest jeszcze gorsze, najgorsze, gorsze niż obojętność. Bo temat jest, to się stało i trzeba z tym żyć.
Śmierć mojego dziecka pozwoliła mi dostrzec to, czego wcześniej nie widziałam, zauważyłam, jak wiele mam, jaki Skarb (mojego męża) mam w domu. Wiem już teraz, jak słowami można wyrządzić komuś wielką krzywdę, wiem, że nikomu nie życzę źle. Teraz potrafią cieszyć mnie naprawdę małe drobne rzeczy. I wiem też, że każda kolejna ciąża będzie dla mnie cudem, a narodzone dziecko darem życia ... i jeszcze otrzymamy ten dar.
Komentarze
Prześlij komentarz